Czy bakterie i wirusy są rzeczywiście przyczyną chorób?

Szeroko rozpowszechniony pogląd mówi, że choroby wywoływane są przez drobnoustroje. W rzeczywistości jednak ich rozwój jest skutkiem choroby a nie jej przyczyną.

Sporo czasu zastanawiałem się, czy zamieścić ten artykuł na łamach Nexusa, jako że kilka poruszonych w nim kwestii nie wydaje mi się prawdziwych, jak choćby to, że bakterie, które powszechnie uważa się za chorobotwórcze, są, jak twierdzi autor, dla nas korzystne i wspomagają proces zdrowienia. Podobnie trudno zgodzić się ze skrajnie negatywnym stosunkiem autora do produkowanych przez przemysł farmaceutyczny syntetycznych (nie wytwarzanych z roślin) leków. To prawda, że wywołują one często szkodliwe efekty uboczne, lecz nie można zaprzeczyć, że w ostatecznym rachunku ratują życie. Każdy z nas choć raz w życiu powrócił dzięki nim do zdrowia. Być może mechanizm ich działania jest inny, niż sądzą ich twórcy, ale to już inna sprawa.

W jednej – i jednocześnie najważniejszej – kwestii autor ma jednak rację, choć z innego punktu widzenia, a mianowicie w tym, że bakterie nie są przyczyną, ale skutkiem choroby. Osoby, które interesują się parapsychologią i medycyną naturalną, wiedzą doskonale, że osoby sensytywne, potrafiące widzieć ludzkie biopole, zwane przez wielu aurą, są w stanie czasami z wielomiesięcznym wyprzedzeniem w stosunku do konwencjonalnych metod diagnostycznych „prze­widzieć” chorobę. Po prostu dostrzegają zniekształcenia, lokalne zmiany barwy biopola, które oznaczają zakłócenia w przepływie energii. Zakłócenie lub bloka­da przepływu energii przez dany organ powoduje jego wadliwe funkcjonowanie, którego następstwem jest zachwianie metabolizmu, co z kolei może powodować nieprawidłowy rozwój komórek lub umożliwiać rozwój określonym szczepom szkodliwych bakterii itd.

Nawet jeśli autor myli się w pewnych kwestiach (jeśli rzeczywiście się myli), artykuł ten może być interesującym przyczynkiem do dyskusji na temat zdrowia, chorób etc. Trzeba bowiem wiedzieć, że wiele poglądów współczesnej medycyny na temat człowieka, zdrowia i chorób jest dalekich od prawdy, co jest przyczyną wielu jej niepowodzeń.

Wydawca

TEORIA PASTEURA O ZWIĄZKU PRZYCZYNOWYM MIĘDZY BAKTERIAMI l CHOROBAMI

W roku 1864 francuski chemik Louis Pasteur stworzył Bakteriologię (nauka o bakteriach) i Teorię Zarazkowej Przyczyny Chorób (TZPC), wykazując istnienie różnych mikroorganizmów i wyciągając z tego wniosek, że zarazki powodują zmiany patologiczne w żywych kulturach hodowanych w laboratorium.

TZPC mówi, że choroba jest skutkiem inwazji specyficznych agresywnych mikroorganizmów. Specyficzny zarazek jest odpowiedzialny za określoną choro­bę i mikroorganizmy są zdolne do rozmnażania się i przenoszenia poza organiz­mem ludzkim.

Przyjmując teorię, że zarazki wywołują chorobę, nie musieliśmy już dłużej ponosić odpowiedzialności za choroby powodowane przez przekraczanie przez nas samych praw zdrowia. Zamiast tego winimy zarazki, które atakują ciało.

TZPC skutecznie przesunęła naszą osobistą odpowiedzialność za zdrowie i dobre samopoczucie na barki zawodu medycznego, który podobno wiedział, jak zabić szkodliwe zarazki. Nasze własne osobiste zdrowie wymknęło się spod naszej kontroli.

Niemal każdy w Zachodnim świecie został wychowany w przekonaniu, że zarazki wywołują chorobę: że choroba jest bezpośrednią konsekwencją działania jakiegoś zewnętrznego czynnika – zarazka lub wirusa.

Ludzi nauczono bać się bakterii i wierzyć bez zastrzeżeń w ideę zakażenia: że specyficzny, wrogi i agresywny zarazek chorobowy przechodzi z jednego gos­podarza na innego. Ludzie zostali też zaprogramowani, aby wierzyć, że zdrowie­nie wymaga jakiejś potężnej siły, aby usunąć to, co ponosi winę (za chorobę). W ich mniemaniu jest mało prawdopodobne, aby choroba powstała wskutek ich własnego postępowania.

„Era zarazków” przyczyniła się do reformy higieny zdro­wia w XIX wieku i, jak na ironię, ludzie znaleźli również kojące samozadowolenie obciążając winą za zły stan swoje­go zdrowia wrogich, mikroskopijnych „napastników” za­miast przyznać, że odpowiedzialny zań jest niezdrowy styl życia i własne cierpienie.

Wykluczenie z diety surowego jedzenia spowodowało nieuniknione pogorszenie stanu zdrowia. Rozpoczęła się też praktyka zabijania zarazków za pomocą leków, co spowodowało powstanie chorób jatrogennych… i dalsze pogorszenie stanu zdrowia.

Pasteur był chemikiem i fizykiem i wiedział bardzo mało o procesach biologicznych. Był szanowanym, wpływowym i charyzmatycznym człowiekiem, jednak jego chorobliwy lęk przed zakażeniem i wiara w „złośliwość i wojowniczość” zarazków miały powszechne dalekosiężne konsekwencje w środowisku naukowym, które było przekonane o za­grożeniu człowieka przez mikroby. Tak narodził się strach przed bakteriami (bakteriofobia), który istnieje do dzisiaj. Przed odkryciami Pasteura nauka medyczna była nie zor­ganizowaną składanką różnych chorób z wyobrażanymi przyczynami, które leczono raczej symptomatologicznie a nie sięgając do podstawowych przyczyn. Do tego czasu ewolucja myśli medycznej miała swoje źródła w starodaw­nym szamanizmie, przesądach i religii, wierze w nawiedzają­ce istoty i duchy. Medycyna bez skutku poszukiwała nama­calnej podstawy, na której mogłaby oprzeć swoje teorie i praktykę. Pas­teur dał więc tej profesji „zarazek”.

Do lat 70-tych XIX wieku me­dycyna w pełni zaadoptowała teorię zarazków i z zapałem kultywuje ją do dzisiaj. Pojawienie się mikrosko­pu umożliwiło ujrzenie, zróżnico­wanie i sklasyfikowanie organiz­mów. Atakujące mikroby uważano teraz za przyczynę chorób.

Przemysł medyczno-farmaceutyczny rozpoczął nieustające poszu­kiwania doskonałego leku, który zwalczy wszystkie powodujące cho­roby mikroby. Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne (American Medical Association) wymienia obecnie ponad 10000 chorób.

Powszechna akceptacja teorii zarazków i szeroko rozpo­wszechniona bakteriofobia spowodowały szalone wysiłki w celu uniknięcia zagrożenia ze strony zarazków. Zainaugu­rowano całą epokę nowej medycyny włącznie ze sterylizacją, pasteryzacją, szczepieniami i lękiem przed jedzeniem suro­wych produktów.

Autorytety medyczne doradzały społeczeństwu dokładne gotowanie jedzenia i gotowanie wody.

Wykluczenie z diety surowego jedzenia spowodowało nieuniknione pogorszenie stanu zdrowia. Rozpoczęła się też praktyka zabijania zarazków za pomocą leków, co spowodowało powstanie chorób jatrogennych (wywołanych przez działania medyczne) i dalsze pogorszenie stanu zdro­wia. Wprowadzono różne programy mające na celu wy­tworzenie „odporności” na różne zarazki za pomocą szcze­pionek i surowic, ze straszliwymi skutkami.

Na szczęście, wstręt do jedzenia surowych potraw będą­cych rzekomo niebezpiecznymi z uwagi na dużą zawartość bakterii został w dużej mierze przezwyciężony, chociaż zakaz w stosunku do nie pasteryzowanych produktów mle­cznych obowiązuje nadal w większości stanów (USA). Z ko­lei akceptacja trujących leków i szczepień nie zmniejszyła się w znaczący sposób.

Pasteur nie jest twórcą „Teorii Zarazków”

Tak naprawdę pierwsza Teoria Zarazkowej Przyczyny Chorób została opublikowana w roku 1762 (niemal 100 lat przed teorią Pasteura) przez wiedeńskiego lekarza drą M.A. Plenciza. W roku 1860 Louis Pasteur przypisał sobie jego eksperymenty i teorię i został uznany za jej twórcę. Bliższe informacje na ten temat można znaleźć w książce R.B. Pearsona Pasteur: Plagiarist, Imposter (Pasteur – plagia­tor, oszust) oraz Douglasa E. Hume’a Bechamp or Pasteur? A Lost Chapter in the History of Biology (Bechamp czy Pasteur? – zaginiony rozdział w historii biologii).

Ciaude Bernard (1813-1878) kwestionował wiarygod­ność teorii zarazków i utrzymywał, że ogólny stan organiz­mu jest zasadniczym czynnikiem w chorobie, ale idea ta była w dużej mierze ignorowana przez profesję medyczną i społeczeństwo. Bernard i Pasteur prowadzili wiele sporów na temat zależności mikrobów od wewnętrznego środowis­ka, w którym się rozwijają.

Pasteur zdaje sobie sprawę z pomyłki

Około roku 1880 Pasteur przyznał się do pomyłki. Według drą Duclaux (jednego z jego współpracowników) Pasteur odkrył, że gatunki mikrobów mogą przechodzić wiele transformacji. Te fakty nie byty zgodne z jego teorią zarazków i podważały samą jej pod­stawę.

Często przeoczą się fakt, że oko­ło roku 1880 Pasteur zmienił swoją teorię. Według drą Duclaux Pas­teur stwierdził, że zarazki są „u-trzymywane zwykle w granicach przez prawa naturalne, ale kiedy warunki się zmieniają, kiedy wzras­ta ich zjadliwość, kiedy ich gospo­darz jest osłabiony, zarazki są zdol­ne do opanowania terytorium po­przednio dla nich niedostępnego”. Stanowi to przesłankę, że zdrowy organizm jest odporny i nie podat­ny na choroby.

Wraz z pojawieniem się tajemniczego zarazku Pasteura medycyna zamknęła się pod maską „nauki” i od tego czasu z sukcesem utrzymywała społeczeństwo w nieznajomości prawdziwej natury choroby.

BAKTERIE I ICH SYMBIOTYCZNA ROLA W ORGANIZMIE

Bakterie są naszym symbiotycznym partnerem i ich obecność w organizmie jest całkowicie normalna. Działają one w symbiozie z organizmem gospodarza pomagając w rozkładzie i usuwaniu materiałów toksycznych oraz w tworzeniu składników odżywczych istotnych dla naszego życia.

Lactobacillus acidophilus, Lactobacillus bifidus i bakterie coli są normalnie obecne w ludzkim przewodzie pokar­mowym i są czasem nazywane „przyjazną, dobroczynną lub symbiotyczną florą bakteryjną przewodu pokarmowego”. Obecność ich w organizmie jest konieczna do prawidłowego przyswajania i utylizacji cząstek pokarmowych; do wspoma­gania odżywiania komórkowego; do pobudzania perystaltyki; do odtruwania i tworzenia miękkiego, gładkiego stolca oraz do zmniejszania ilości zarazków patogennych. (Anty­biotyki niszczą te formy użytecznych bakterii).

Bakterie i mikroorganizmy stanowią też istotną część światowego łańcucha pokarmowego. Kiedy materia organi­czna w ustrojach roślin i zwierząt ulega naturalnemu roz­kładowi, bakterie i pleśnie z rodziny monera rozkładają wysoce skomplikowane cząstki organiczne na proste odpady nieorganiczne, których elementy zostają wydalone z powrotem do gleby, skąd mogą być ponownie pobrane jako pokarm przez rośliny i poprzez proces fotosyntezy zor­ganizowane w szeroki wachlarz form materii roślinnej, włączając w to pokarm dla ludzi, taki jak owoce, orzechy i nasiona.

Bakterie są zwykle prymitywnymi formami życia, które egzystują żerując na martwej materii organicznej. Roz­kładają one materiały odpadkowe w naszym ustroju, tak jak czynią to w świecie roślin i zwierząt.

W procesie życia bakterie wytwarzają pewne materiały odpadowe, które są użyteczne dla naszych ciał, i w tym kontekście bakterie są niezbędne dla naszego życia – bez nich nasza egzystencja byłaby niemożliwa. Na przykład bakterie należące do flory bakteryjnej przewodu pokar­mowego są bardzo potrzebnym symbiotycznym partnerem człowieka odpowiedzialnym za syntezowanie witaminy B i witaminy K w naszym ustroju.

Nasz organizm zawiera zapas witaminy B na około 5 lat i otrzymuje stałe jej dostawy dzięki działaniu bakterii w dol­nych odcinkach jelit, tak samo jak dzieje się to u naczelnych i zwierząt jedzących naturalny pokarm roślinny, z człowie­kiem włącznie. Również witamina K nie musi być dostar­czana z pokarmem, ponieważ bakterie, żyjące w symbiozie z człowiekiem w jego jelitach zdolne są do produkcji tego składnika pokarmowego, który jest konieczny do normal­nego procesu krzepnięcia krwi.

Dobroczynna rola bakterii w chorobie

W przypadku choroby bakterie nie „atakują” organizmu, ponieważ są już obecne w przewodzie pokarmowym (który, nawiasem mówiąc, jest uważany za znajdujący się poza właściwym cia­łem). W potrzebie bakterie przeno­szone są do układu krążenia w celu wspomagania procesu oczyszczania fizjologii z nagromadzonych produ­któw rozpadu.

Kiedy w organizmie powstaje wysoce zlokalizowana toksyczna kondycja, jak dzieje się to podczas procesu zapalnego, ustrój absorbu­je bakterie z przewodu pokarmo­wego i/lub z innych części ciała i przenosi je tam, gdzie powstało nagromadzenie toksyn.

Podczas procesu zapalnego ro­pa powstaje z nagromadzenia martwych komórek i z działa­lności leczących białych ciałek krwi, jakie występują w miejs­cu zapalenia; a bakterie mnożą się, aby żerować na ropie i przetwarzać ją, co ułatwia organizmowi jej wydalenie.

W przypadku choroby bakterie nie „atakują” organizmu, ponieważ są już obecne w przewodzie pokarmowym… W potrzebie bakterie przenoszone są do układu krążenia w celu wspomagania procesu oczyszczania fizjologii z nagromadzonych produktów rozpadu.

W ten sposób bakterie pomagają w ramach symbiozy w rozkładaniu tych toksycznych materiałów w celu ich eliminacji. Jednak powstające w tym procesie wydzieliny bakterii są toksyczne. Wydzieliny bakterii odzwierciedlają stan chorobowy konsumowanych trucizn, tak więc te od­pady są wysoce zjadliwe. Jeśli nie zostaną wydalone z or­ganizmu, następuje takie ich nagromadzenie, że w ustroju powstaje kryzys oczyszczająco-zdrowotny.

Bakterie nie powodują choroby, ale są pożytecznymi organizmami, które pomagają w rozkładzie martwego mate­riału komórkowego po zakończeniu przez komórki organiz­mu swojego normalnego cyklu życiowego.

Proces ten pomaga eliminować martwy materiał z or­ganizmu i podobnie bakterie pomagają w usuwaniu sub­stancji toksycznych. Dlatego można je stale obserwować podczas procesów choroby-oczyszczania, ponieważ procesy te wymagają dezintegracji nagromadzonych trujących od­padów, które organizm stara się usunąć.

Jednak bakterie nie powodują śmierci materii organi­cznej, na której działają, ponieważ są częścią wyniku choro­by a nie jej przyczyną.

Bakterie i zarazki grają ważną rolę w rozwoju choroby, ale nie są jej zasadniczą przyczyną, jak się powszechnie uważa. Bakterie są blisko związane z poważną chorobą, lecz dorzucają jedynie drugorzędne lub trzeciorzędne czynniki komplikujące wytwarzając produkty uboczne swojego dzia­łania fermentacyjnego i oczyszczającego w wyniku prze­twarzania pewnych silnych toksyn już obecnych w zakażo­nym organizmie.

Kwas mlekowy, kwas octowy (ocet), alkohol z procesów fermentacyjnych, a także amoniak, indole, skatole i puryny itp. pochodzące z procesów rozkładu są toksyczne, chociaż nasz organizm w warunkach normalnego zdrowia łatwo usuwa te formy bakteryjnych odchodów. W istocie nasz kał i mocz są przeładowane odpadami rozkładu białka po­wstałymi zarówno wskutek działania bakterii, jak i naszego własnego metabolizmu.

Bakterie potrzebują pożywienia, aby rosnąć i rozmnażać się. Kiedy w organizmie powstaje niebezpieczne nagroma­dzenie materiałów odpadowych zagrażające jego integral­ności, nasze symbiotyczne bakterie wchodzą do akcji i doko­nują działania dozorująco-oczyszczającego uwalniając or­ganizm z brudu i odpadków, po czym ponownie wracają do stanu pasywnego.

Bakterie mają ważną rolę do odegrania w procesie zdrowienia. Zarazki biorą udział w praktycznie wszystkich zjawiskach chorobowych wymaga­jących rozkładu odpadów i materia­łów toksycznych obecnych w orga­nizmie, które ustrój usiłuje usunąć. Działają jak zmiatacze oczyszczając zaatakowane obszary nasycone tru­cizną. Z chwilą gdy to zadanie zo­staje wypełnione, ich liczba zmniej­sza się.

Bakterie rozmnażają się ponieważ istnieje martwa materia organiczna stanowiąca ich pożywienie, a nie dlatego, że nagle stały się wrogie.

Dlatego powtórzę raz jeszcze:

bakterie są związane z chorobą, ale nie są jej przyczyną, bowiem jej nie powodują, podobnie jak muchy śmieci, na których żerują. Pogląd, że zarazki stanowią przyczynę śmie­rci materii organicznej, ponieważ są obecne i czynne w procesach rozkładu tej martwej materii, jest błędny.

Kiedy istnieje toksykoza i zagraża dobru organizmu, organizm odpowiada oczyszczaniem z toksyn i objawy cho­roby zanikają. Bakterie są obecne, aby rozkładać odpady metaboliczne, toksyny, martwe komórki i tkanki, i jako takie są zasadniczo ważną częścią procesu zdrowienia.

Bakterie są zdolne tylko do jednego działania w stosun­ku do procesu chorobowego: rozkładania martwej materii jako swego pożywienia. Bakterie rozmnażają się, ponieważ istnieje martwa materia organiczna stanowiąca ich pożywie­nie, a nie dlatego, że nagle stały się wrogie.

We względnie jałowym środowisku umierają z powodu braku pożywienia, tak jak podobnie umierają w otoczeniu, jakie same stwarzają – mianowicie w obecności swoich własnych toksycznych wydzielin w postaci kwasu mlekowe­go, octowego, alkoholu, amoniaku i wielu innych produk­tów rozpadu białka.

Nazywanie działania bakterii „atakiem” lub „inwazją” ze strony zarazków jest niestosowne, chyba że uważamy, iż jest to atak na toksyny. Jedyny prawdziwy atak, jaki ma miejsce, to ten, jaki prowadzimy w stosunku do własnego organizmu, kiedy nieustannie gwałcimy nasz ustrój około 30 razy każ­dego dnia, wliczając w to spożywanie „martwego” pokarmu i napojów, przyjmowanie leków, stałe późne kładzenie się spać i niepotrzebne przejadanie się – wszystko to powoduje wyczerpanie i przemęczenie organizmu.

Z drugiej strony, bakterie nie mogą rozwijać się w zdro­wym organizmie. To dlatego nie są obecne w czystym, dobrze odżywionym ciele. Jednak życie w wolnym od bak­terii otoczeniu nie jest możliwe, a nawet nie jest pożądane. W naszym organizmie stale żyją biliony bakterii.

Bakterie podlegają mutacjom w zależności od rozkładu podłoża w otoczeniu

Nie ma chorobotwórczych bakterii, zarazków, mikro­bów, bakcyli lub wirusów: to otoczenie i gospodarz deter­minuje objawy choroby i typ bakterii, jakie się mnożą. Zarazki nie powodują choroby; to raczej ciało generuje okazje chorobowe powodując w następstwie rozmnażanie się zarazków.

Aby dany zarazek mógł egzystować, musi mieć odpowie­dnie otoczenie stworzone przez to­ksyczne i patologiczne skażenie na­sycające ciało. Skażenie systemu tworzy wtedy specyficzną kulturę zarazków, zależnie od tego, gdzie w organizmie nagromadziły się od­pady, i zgodnie z niezdrowymi na­wykami życiowymi chorego.

Punktem kluczowym jest jednak to, że to chorobowa kondycja tok­syczna, kiedy ciało jest obezwład­nione przez trujące odpady, tworzy środowisko przychylne mutacjom bakterii w postaci powszechnie łączone z po­szczególnymi chorobami. Warunki, jakie stwarza choroba, sprzyjają proliferacji i zwiększającej się zjadliwości, dopóki ich pożeranie toksycznych odpadów nie zostanie dokonane.

Kiedy zapytacie bakteriologa, co jest pierwsze, podłoże czy bakteria, zawsze odpowie wam, że do rozwoju bakterii konieczne jest skażone środowisko. Bakterie nigdy nie rozprzestrzeniają się, kiedy nie ma pożywienia lub podłoża dla ich rozwoju, ale mnożą się gwałtownie, kiedy znajdują rozkładający się materiał stanowiący dla nich pożywienie, i umierają, kiedy nastaje głód lub przeciwności w ich otoczeniu.

Tak więc bakterie nie tworzą swojego pożywienia, tak jak i muchy nie tworzą śmieci. Śmieci lub brud w naszym organizmie muszą poprzedzać obecność inwazji bakteryj­nej: bakterie nie są przyczyną choroby – są obecne z jej powodu.

Sami bakteriolodzy mylnie dzielą populacje zarazków na specyficzne „dobre zarazki” i „złe zarazki” i przeoczają fakt, że dobre zarazki mają zdolność mutacji i proliferacji w złe wrogie zarazki, kiedy ich podłoże staje się odpowiednie do takiej zmiany.

Inaczej mówiąc, zarazki mogą modyfikować swoją struk­turę i funkcje metaboliczne zgodnie z warunkami panujący­mi w środowisku, w którym się znajdują. Istnieją jako mnóstwo szczepów, kształtów i zdolności metabolicznych i mogą pojawiać się w kształcie pałeczek lub w postaci kulistej zależnie od warunków narzuconych przez ich środo­wisko.

Teoria zarazków powstała na podstawie przekonania, że zarazki chorobowe są specyficznymi, niezmiennymi jedno­stkami w sensie ich biologicznej budowy i charakterystyki chemicznej. W roku 1968 zdobywca nagrody Pulitzera i wybitny bakteriolog dr Renę J. Dubos zaprzeczył temu przekonaniu, wykazując, że zjadliwość szczepów mikrobów jest zmienna.

Już w roku 1914 dr E.C. Risenow z Laboratoriów Mayo w Rochester w stanie Minnesota opisał w Journal of Infectious Diseases doświadczenia, które wykazały, że bakterie ropotwórcze (paciorkowce) mogą zmieniać się w zarazki powodujące zapalenie płuc (pneumokoki) wskutek niewiel­kich zmian dokonanych w ich środowisku i wskutek żywie­nia ich wirusami zapalenia płuc – martwą materią organicz­ną z przejawami choroby.

Kiedy odwrócono procedurę, bakterie szybko wróciły do postaci bakterii ropotwórczych. W każdym przypadku zmia­ny środowiska i źródła pokarmu bakterie, niezależnie od typu, szybko mutowały w inne formy.

Dwóch nowojorskich bakteriologów w podobnym do­świadczeniu zmieniało koki (okrągłe bakterie w kształcie jagód) w bakcyle (bakterie w kształcie pałeczek) i odwrot­nie. Paciorkowiec (zarazek zapalenia płuc) może zmienić się w bakcyla (zarazek tyfusu – pałeczkę) przez niewielkie zmiany w jego środowisku i przez żywienie go wirusem tyfusu – specyficzną martwą mate­rią organiczną typową dla prolifera­cji tego typu bakterii.

Kiedy procedura zostaje odwró­cona, zarazki tyfusu stają się pono­wnie zarazkami zapalenia płuc, ilu­strując, że w istocie każda bakteria może modyfikować i adaptować swoją strukturę i funkcje metaboli­czne zgodnie ze zmianami swojego środowiska. Podobnie zjadliwość zarazków może być zmieniana w laboratorium według woli techników.

Organizm w stanie toksemii produkuje zjadliwe zarazki

Jest więc oczywiste, że zarazki nie są bezpośrednią przyczyną choroby – to raczej generowany przez ciało kryzys uzdrawiający produkuje zarazki, tworząc odpowied­nie środowisko, w którym nietoksyczne bakterie w septycznym otoczeniu mutują do postaci toksycznych mikroor­ganizmów. Aby zarazki stały się niebezpieczne, muszą zmie­szać się ze skoncentrowanymi produktami odpadowymi, zanim przejdą metamorfozę w jednostki toksyczne.

Chociaż jest prawdą, że bakterie istnieją wszędzie, mik­roorganizmy mnożą się w organizmie jedynie wtedy, gdy u danej osoby rozwija się toksemia spowodowana nie­zdrowym stylem życia.

Kiedy wielkie ilości utlenionej materii organicznej są eliminowane przez gardło, płuca lub inną drogą, bakterie rozmnażają się w postępie geometrycznym. W ciągu godzin mogą osiągnąć liczbę bilionów, ale zanim mogą się zacząć rozmnażać, musi już istnieć odpowiednie „podłoże”.

Anginę i ból gardła uważa się za dolegliwości wywołane przez paciorkowce. Jest to popularna forma bakterii w ro­dzinie Streptococcus – organizm okrągłego kształtu, który również rozkłada lub zakwasza mleko (inne bakterie za­kwaszają, a inne rozkładają! – przyp. tłum.).

Można łatwo przygotować hodowlę zawierającą miliardy paciorkowców, jak w jogurcie, i zdrowa osoba jedząc zawierający ją jogurt nie zachoruje na anginę (inne paciorkowce znajdują się w jogurcie, a inne powodują anginę! – przyp. tłum.) Kiedy wprowadzi się je do mleka, w ciągu godzin rozmnożą się do bilionów. Trudno znaleźć osobę, która nie ma takiej formy bakterii w gardle, z wyjątkiem tych, które używają dużych dawek antybiotyków lub innych niszczących życie leków.

Naukowcy wiedzą, że specyficzne dla danej choroby bakterie są znajdowane nie zawsze i nie w każdym jej przypadku. Wprowadzenie hodowli zarazków do zdrowego organizmu nie zawsze wywołuje objawy choroby.

Chociaż paciorkowce same w sobie nie są niebezpieczne, jako że miliony ich znajdują się w gardle przeciętnej osoby i w innych częściach naszego ciała, to jednak ich wydaliny mogą być wysoce toksyczne, gdy wspomagają one rozpad i rozkład materiałów odpadowych, które organizm wydala przez płuca, gardło, błony śluzowe i/lub skórę.

Ból gardła jest w rzeczywistości podrażnieniem tkanek spowodowanym przez substancje wydalane albo wprowa­dzane do gardła. Paciorkowce używają wydzielin jako pod­łoża. Kiedy dostępna jest duża koncentracja materiałów toksycznych, rozmnażają się ogromnie. Powtarzam, pacior­kowce nie są szkodliwymi bakteriami, gdyż są one normalną częścią flory organizmu.

Naukowcy wiedzą, że specyficzne dla danej choroby bakterie są znajdowane nie zawsze i nie w każdym jej przypadku. Wprowadzenie hodowli zarazków do zdrowego organizmu nie zawsze wywołuje objawy choroby. Liczne doświadczenia z podawaniem czystej hodowli zarazków tyfusu, zapalenia płuc, dyfterytu, gruźlicy i zapalenia opon nie spowodowały szkodliwych skutków.

Jak już podaliśmy, w 28-40 procent przypadków dyfterytu bakterie dyfterytu są nieobecne. Podobnie u około 20 procent chorych wenerycznie (kiła, opryszczka, rzeżączka itp.) nie znaleziono gonokoków ani krętków. Mówiąc, że bakterie powodują wrzód, krostę lub pryszcz na genitaliach, pomijamy fakt, że są one wynikiem autolizy (trawienia tkanek przez organizm). Tworzenie czyraków i zapaleń charakterystycz­nych dla chorób wenerycznych jest zasadniczym działaniem organizmu a nie inwazją bakterii lub wirusów.

Podobnie zapalenie płuc uważa się za chorobę wywołaną neumokokiem (dwoinką zapalenia płuc), chociaż jest on nieobecny w ponad 25 procentach przypadków (zapale­nie płuc może być wywołane przez wiele innych zarazków nie mówiąc już o grzybicach – przyp. tłum.). Co więcej, podanie bakterii zdrowemu organizmowi nie wywołuje choroby.

Nawet podczas wczesnych okresów kataru wydzielina z nosa jest kompletnie pozbawiona bakterii, gdyż żadne nie są znajdowane w wodnistym śluzie w przeciągu pierwszych dwóch lub trzech dni. Kiedy pojawia się gęsta ropna wy­dzielina pojawiają się pneumokoki, paciorkowce i gronkowce. Skoro bakterie są w tak zwracający uwagę sposób nieobecne na początku zaziębienia, musi mieć ono inną przyczynę. Wywoływanie zaziębienia przypisuje się obecnie około 150 różnym wirusom.

Zaziębienia się nie „łapie”; jest ono raczej wynikiem naszego wyczerpującego trybu życia. Bakterie ani wirusy nie mają nic wspólnego z rozwojem zaziębienia. Mogą być czynnikiem komplikującym, z chwilą gdy zostanie wyelimi­nowana saprofityczna funkcja żerowania na odpadach. Bak­terie rozmnażają się tak długo, jak długo tkanki pozostają w nienormalnym stanie. Kiedy działanie wydalające i oczy­szczające zostanie zakończone, zanikają.

Lekarze chętnie przyznają, że nie wiedzą dokładnie, jakie wirusy powodują zaziębienie, gdyż kiedy wirus zazię­bienia zostaje rozpylony do gardła, powoduje zapalenie jedynie u osobników podatnych, których tkanki są już podrażnione przez obce czynniki. W dodatku, tak zwane bakterie chorobotwórcze powodujące choroby dróg odde­chowych są obecne w popłuczynach z gardła osób zaziębionych, ale zabicie tych mikroorganizmów nie skraca czasu choroby.

Zaziębieniem można zapobiec, ale najpierw trzeba po­znać ich przyczynę. Tak długo, jak długo będzie się uważać, że bakterie i wirusy są ich przyczyną i że „łapiemy” je, i jak długo nasze wysiłki będą skierowane przeciw tym mikro­skopijnym jednostkom, zaziębienia będą brać górę. Zazię­bienie jest koniecznym działaniem oczyszczającym spowo­dowanym przez nagromadzenie w krwi, limfie i tkankach nie wydalonych odpadów metabolicznych, i przez wchłania­nie toksycznych produktów odpadowych trawienia.

Ostateczną przyczyną zaziębienia jest styl życia, który obniża skuteczność trawienia, powstrzymuje wydalanie i po­woduje wyczerpanie, pozwalając na skażenie środowiska wewnętrznego – na stan fizjologicznego smogu, że tak powiem.

Jeśli zarazek nie powoduje choroby za każdym razem, kiedy „infekuje” organizm, nie jest jej przyczyną. Przy­czyna musi być spójna i specyficzna w działaniu. Zarazki są wszechobecne i nie wywierają zawsze specyficznego wpływu.

Zarówno dowody laboratoryjne, jak i obserwacje em­piryczne potwierdzają, że choroba jest reakcją ciała na zatrucie, a nie na zarazki – bakterie nie atakują ani nie kontrolują organizmu, bo nie przekraczają warunków fizy­cznych.

Organizm kontroluje swoją populację bakterii

Normalnie zdrowe organizmy zabijają bakterie i pasoży­ty i mają wbudowane wewnętrzne mechanizmy obronne. Bakterie są bezradne wobec żywych komórek, zwłaszcza białych ciałek krwi i innych stanowiących natural­ne linie obronne.

Żywimy miliardy mikroorganiz­mów w jelitach, na skórze, w ustach, nosie i w innych częściach ciała. Sławny dr Lewis Thomas, który prowadzi Instytut Raka Slo-an-Kettering, powiedział: „Należy żałować nie człowieka, który złapał bakterię, ale bakterii złapanej przez człowieka”. Ludzkie ciało jest bar­dzo trudnym środowiskiem dla bakterii, mocno je ograni­czającym i kontrolującym.

Węzły limfatyczne – skupienia tkanki gruczołowej znaj­dujące się wzdłuż naczyń limfatycznych w całym ciele – mają za zadanie usuwanie bakterii i obcych cząsteczek z krążenia limfatycznego i dostarczanie limfocytów do układu krążenia. Węzły limfatyczne i śledziona stanowią część układu siateczkowo-śródbłonkowego organizmu kie­rującego komórkami fagocytującymi rozsianymi w orga­nizmie, które mogą trawić bakterie, cząsteczki stałe i inne błądzące komórki. Pomaga to utrzymać organizm w sta­łym zdrowiu.

Na przykład miliony a nawet biliony bakterii i grzybów są każdego dnia przypadkowo wchłaniane z przewodu pokar­mowego do krążenia wrotnego. Są one tak skutecznie zatrzymywane i niszczone przez białe ciałka krwi i makro-fagi, że prawie żadna bakteria nie przedostaje się nigdy do krążącej krwi (chyba do dużego krwioobiegu, bowiem krą­żenie wrotne to też krążąca krew! – przyp. tłum.).

Leukocyty (białe ciałka krwi) są organizmami obronnymi krwi zapobiegającymi intoksykacji przez bakterie, odpadki gotowanego pokarmu lub inne toksyczne materiały. Leukocytoza (podwyższona ilość białych ciałek w krwioobiegu) powstaje jako odpowiedź na zapalenie, na nadmierną ilość bakterii w organizmie i na przeciążenie gotowanymi pokar­mami – wszystko to są zjawiska patologiczne.

Organizm musi znajdować się w stanie zatrucia, zanim rozwinie się proces chorobowy. Ani bakterie, ani nic innego nie może rozpocząć i podtrzymać kryzysu uzdrawiającego (healing crisis – termin często używany w medycynie alter­natywnej dla określenia procesu oczyszczania organizmu z toksyn – np. w czasie głodówki, diety odtruwającej itp. – przyp. tłum.) – mikroorganizmy nie są zdolne do zunifiko­wanej akcji i nie mogą istnieć, kiedy nie ma dla nich pożywienia (podłoża) mogącego utrzymać je przy życiu. Zdrowe, żywe komórki nie stanowią podłoża dla bakterii, ale rozkładające się substancje tak.

Jeśli zdrowy organizm może „złapać” zaziębienie lub grypę spowodowaną zarazkami grypy i nie jest zdolny oprzeć się atakowi tych mikroorganizmów, to jak później osłabiony organizm może w ogóle wyzdrowieć? Jak może osłabiony organizm opierać się szturmowi bilionów roz­mnażających się mikroorganizmów? Nieuniknionym skut­kiem będzie śmierć organizmu.

Gdyby bakterie były przyczyną choroby, nie byłoby remisji, i rozprzestrzenianie się zarazków trwałoby niczym nie utrudnione.

Jeśli bakterie zaatakowały organizm i w następstwie podporządkowały go sobie, jak uważa medycyna, to rozpęd i tempo procesu będzie stopniowo coraz bardziej narastać i obezwładniać organizm w miarę rozwoju choroby.

Jeśli zarazki i mikroby „atakujące” obezwładnią zdrowe ciało, to po osłabieniu ofiary ich rozprzestrzeniająca się reprodukcja będzie gwałtownie zwiększać pożeranie, które ustanie dopiero wtedy, gdy wyczerpane zostaną zasoby pożywienia. Nie będzie wyzdrowie­nia. Jeśli bakterie i wirusy spowo­dują chorobę i osłabią ciało, jak może osłabiona jednostka wyzdro­wieć?

Gdyby bakterie były przyczyną choroby, nie byłoby remisji, i roz­przestrzenianie się zarazków trwa­łoby niczym nie utrudnione.

Jeśli atakujące jednostki miały­by przewagę, nie wydaje się, aby zatrzymały proces destrukcji, raczej dalej zmniejszałyby zdolność organizmu do samoobrony. Kiedy bakterie za­czynają rozkładać ciało, jedynie zupełne wyczerpanie wszys­tkich materiałów organicznych kończy ich działanie – kiedy, jak to się mówi, „wszystko zostanie ogryzione do kości”.

Logika mówi nam, że jeśli mikroby „czynią kogoś cho­rym” i rozmnażają się w biliony, to stając się liczniejsze i silniejsze mogą stopniowo coraz bardziej nadwątlać ener­gię, witalność i zasoby ofiary. Jak może ten proces zostać odwrócony przez bardzo osłabiony organizm?

Cała koncepcja opanowania przez mikroby, a następnie odwrócenia sytuacji wydaje się dobra w powieści, ale jest fałszywa fizjologicznie. W naturze, jeśli raz zostaje ustalona dominacja nad osłabionym organizmem, dalszą konsekwen­cją tego stanu rzeczy jest jego postępujący upadek. Kiedy zebry zostają zdominowane przez drapieżniki, rzadko prze­żywają. Kiedy bakterie zaczynają rozkładać materię or­ganiczną, kontynuują ten proces do wyczerpania zasobów pożywienia.

Ciało nie tłumi wzrostu i rozmnażania „zarazków choro­bowych”, dopóki chorobliwe toksyny, na których żerują, nie zostaną skonsumowane, i dopóki proces zapalny nie zo­stanie zakończony.

Kiedy autorytety medyczne twierdzą, że choroba została „ograniczona”, w rzeczywistości oznacza to, że choroba jest procesem odtruwania organizmu, który zakończył się, kiedy jego cel – oczyszczenie – został osiągnięty. Organizm panuje nad sytuacją, a nie jest na łasce hord mikrobów lub jakichś „tajemniczych jednostek chorobowych”.

Tak więc choroba nie jest powodowana przez zarazki, ale przez stan zatrucia ciała, który pozwala zarazkom kwit­nąć. Tym zakłóconym stanem organizmu jest przekraczanie i gwałcenie naszych potrzeb biologicznych i nie jest to stan przypadkowy.

To te chore warunki tworzą otoczenie korzystne dla mutacji bakterii w postaci wiązane ze specyficznymi choro­bami i dla ich wzrastającej zjadliwości i proliferacji.

Stan wewnętrznej czystości jest więc niezbędny dla zdro­wia i dobrego samopoczucia. Czysty strumień krwi, wolna, nie zakłócona cyrkulacja wszelkich płynów ustrojowych i nie utrudnione wydalanie tworzy i podtrzymuje zdrowie tkanek. Zjadliwe bakterie umierają szybko w takim środowisku z braku odpowiedniego pożywienia.

Jeśli mikroby mają mieć jakikolwiek wpływ na powsta­wanie choroby, muszą znaleźć organizm, który produkuje podłoże odpowiednie dla ich działań metabolicznych. Nie możemy uniknąć zarazków, bowiem znajdują się one wszę­dzie – musimy być na nie odporni. Unikniemy chorób tylko utrzymując organizm w takim stanie zdrowia, w którym zarazki będą wobec nas bezsilne.

Racjonalne uzasadnienie medyczne „podatności” i „odporności”

Nawet kiedy jesteśmy zdrowi, nasz organizm zawiera biliony grzybów, bakterii i wirusów. Kiedy lekarze stają przed tym problemem, mówią, że choroba nie jest spowodowana tymi czynnikami, gdyż „nie jesteś podat­ny” lub „masz wysoką odporność”.

Mówienie, że te czynniki nie są przyczyną chorób i że są nimi te, które powodują podatność, to zwy­kły unik, bowiem słowo podatność oznacza, że kryterium ustalające podatność jest właśnie przyczyną choroby, a nie mikroorganizm lub czynnik obwiniany. Ten unik potwierdza, że przypuszczalne czynniki zakaźne – bakterie, wirusy i grzyby – nie powodują choroby. Faktyczną przyczyną jest to, co powoduje podat­ność lub niską odporność.

Jeśli utrzymujemy organizm w czystym, zdrowym stanie, zarazki nie są ważne, bo podatność nie istnieje. Pojęcie podatności jest w rzeczywistości racjonalnym uzasadnie­niem medycznym, które przyznaje, że bakterie proliferują jedynie wtedy, gdy gwarantują to warunki fizjologiczne. Jest to zatem przyznanie się, że w istocie przyczyną choroby jest zanieczyszczone środowisko, bowiem gdyby jej przyczyną były zarazki, to każdy wystawiony na ich działanie zapadłby na tę samą chorobę.

Wraz z wprowadzeniem do teorii medycznych pojęcia podatności w celu opisania przyczyny chorób, stan gos­podarza stał się najważniejszy w powstaniu choroby.

Mówi się nam, że zarazki atakują jedynie, kiedy tracimy odporność. Jednak co powoduje utratę odporności? Oczywiście utrata zdrowia oznacza zmniejszoną odporność.

Podatni osobnicy to ci z wysokim poziomem toksyczno­ści organizmu i dostateczną witalnością, aby w organizmie zachodził proces choroby-oczyszczania. Kiedy taka wital­ność jest mizerna, następuje uszkodzenie tkanek organizmu wskutek nadzwyczajnego wewnętrznego zanieczyszczenia organizmu i powstaje podstawa dla chronicznej choroby. Jednak dopóki nasz organizm jest względnie czysty, mate­riały odpadowe nie gromadzą się i oczyszczająca pomoc zarazków bakteryjnych nie jest potrzebna.

Lekarze twierdzą, że odporność w stosunku do zarazków jest naszą jedyną ochroną przed chorobą, ale pozostawiają pacjentów nieświadomych, jak zapewnić wysoki poziom stałej odporności. Mówi się nam, że zarazki atakują jedynie, kiedy tracimy odporność. Jednak co powoduje utratę od­porności? Oczywiście utrata zdrowia oznacza zmniejszoną odporność.

Jeśli więc zdrowie jest najlepszą ochroną przed chorobą, dlaczego nie promować zdrowia, ucząc społeczeństwo, jakie są wymagania dotyczące ochrony zdrowia zgodnie z jego biologicznym mandatem? Dlaczego nie stworzyć prawdzi­wego systemu „ochrony zdrowia” zamiast powszechnie pa­nującego systemu „ochrony chorób”, jaki mamy obecnie? Musimy promować zdrowie, żyjąc zgodnie z tymi czyn­nikami, które je tworzą.

Teoria wirusowej przyczyny chorób

Początkowo słowo „wirus” znaczyło trucizna, a słowo „wirulentny” (zjadliwy) – trujący. Dzisiaj wirus oznacza jednostkę submikroskopową, a wirulentny znaczy ogólnie zaraźliwy. Nowoczesna medycyna stosuje termin wirus do oznaczenia ultramaleńkich form życia, które zakażają ko­mórki i które obwinia się o powodowanie coraz to większej liczby chorób.

Zgodnie z powszechnym obrazem wirusa, jest to forma życia, która pasożytuje na wszystkich formach życia, włącz­nie ze zwierzętami, roślinami i saprofitami (grzyby i bakterie).

W opisie choroby wirusowej, przypisuje się wirusom takie działa­nia, jak „wstrzykiwanie się”, „wylę­ganie”, „oczekiwanie”, „atakowa­nie”, posiadanie „stanu aktywne­go”, „dominacja”, „reaktywowa­nie”, „kamuflaż”, „zakażanie”, „ob­leganie”, „sianie zniszczenia” i „śmiercionośność”.

Konwencjonalne teorie medycz­ne wyjaśniają, że wirusy pochodzą z umierających komórek, które zainfekowały – wirus „wstrzykuje się” do komórki i „rozkazuje” jej rozmnażać siebie, i dzieje się tak do momentu, kiedy komórka pęka wskutek przeciążenia. Wi­rusy zostają uwolnione i poszukują innych komórek w celu powtórzenia procesu zakażając w ten sposób organizm.

Wirolodzy przyznają, że chociaż wirusy mają naturę wyróżniające i definitywnie organiczną, to jednak nie mają metabolizmu, nie mogą się rozmnażać w warunkach labora­toryjnych, nie mają żadnych cech charakterystycznych dla żywych form i, w istocie, nigdy nie zaobserwowano ich żywych!

„Żywe wirusy” są zawsze martwe

Termin „żywy wirus” oznacza tylko te stworzone z kultur żywych komórek in vitro (w warunkach laboratoryjnych), jako że biliony ich powstają z „żywych” tkanek. I tu właśnie mamy problem: nawet jeśli pewne kultury laboratoryjne są utrzymywane przy życiu, istnieje ogromny obrót komórek w procesie i to z tych umierających komórek otrzymuje się „wirusy”. Są one zawsze martwe i nieaktywne, ponieważ nie mają metabolizmu ani życia, będąc jedynie molekułami DNA i białka.

Wirusy zawierają kwas nukleinowy i białko, ale brak im enzymów i nie mogą samodzielnie podtrzymać życia, ponie­waż nie posiadają nawet pierwszego warunku wstępnego życia, czyli mechanizmów kontroli metabolicznej (mają je nawet skromne bakterie). Guyton’s Medical Tactbook (Pod­ręcznik Medyczny Guytona) przyznaje, że wirusy nie mają systemu reprodukcyjnego, możliwości poruszania się, metabolizmu i nie mogą się rozmnażać jako żywe jednostki in vitro.

Związek z mitochondriami

Ponieważ „wirusy” nie są żywe, nie mogą w żadnym przypadku zachowywać się w sposób, jaki przypisują im autorytety medyczne, a jedynie tak jak funkcjonalna jedno­stka naszego normalnego materiału genetycznego wewnątrz jądra komórki lub jądra mitochondrium wewnątrz komórki.

Mitochondrium jest żywym organizmem – jednym z róż­nych organelli (małych organów) występujących wewnątrz każdej komórki naszego ciała. Mitochondria są mniej więcej wielkości bakterii i obie te formy mają swoje własne DNA i własny metabolizm.

Mitochondria metabolizują glukozę w molekuły ATP, który jest gotową do użytku energią zużywaną w razie zapotrzebowania przez organizm. Co te fakty mają wspól­nego z „wirusami” jako takimi? Jak zobaczymy za chwilę, wszystko.

Każdy, kto studiował cytologię (budowę komórki), wie, że najwięcej form życia w komórce stanowią mitochondria – twórcy naszej energii.

Prosty jednokomórkowy pierwotniak ma do pół miliona mitochondrii. Komórka ludzka ma mniej – od kilkuset w komórkach krwi, do 30000 lub więcej w większych komórkach tkanki mięśniowej. Skoro całe ludz­kie ciało zawiera od 75 do 100 bilionów komórek, z których każda zawiera przeciętnie tysiące mito­chondrii, muszą ich być w naszym ustroju tryliony lub kwadryliony.

Kiedy komórka umiera, podczas procesu mitozy zostaje zastąpiona przez komórkę-córkę, a zużyta ko­mórka zostaje rozłożona przez lizozomy – silne samoniszczące, samotrawiące enzymy między­komórkowe, które rozkładają komponenty komórki na ultramaleńkie cząsteczki, tak że organizm może je łatwo przerobić lub wydalić jako odpady (w procesie mitozy z jednej komórki powstają dwie nowe – żywe – komórki, a nie jedna żywa, a druga martwa – przyp. tłum.).

Każdego dnia około 300 miliardów do ponad pól biliona komórek w organizmie umiera (zależnie od poziomu toksycz­ności), a każda z nich zawiera przeciętnie od 5 000 do 20 000 mitochondrii. Kiedy komórki umierają, zostają rozłożone przez swoje własne lizozomy, ale jądro i genomy mitochondrii są lepiej chronione niż zewnętrzne organelle komórki i protoplazma i często nie ulegają całkowitemu rozkładowi.

Genomy i jądra są mikroskopijnymi szablonami infor­macji genetycznej składającymi się z DNA i RNA, które działają jak ośrodki kontroli i magazyn prawdziwego „blue-print” komórki. Są dla mitochondrii i komórki tym, czym jest mózg dla naszego ciała.

Każda komórka i każde mitochondrium zawiera ten materiał genetyczny, który jest w rzeczywistości najbardziej chronioną częścią komórki (dzięki jej podwójnej lipidowo-białkowej błonce), tak jak system nerwowy jest najważniej­szą i najbardziej chronioną częścią naszej fizjologii (dzięki kręgosłupowi i czaszce).

W chwili śmierci komórki mitochondria zostają roz­łożone przez lizozomy, ale nie zawsze całkowicie, dzięki ich wysoce ochronnej podwójnej błonie pochewki. I tu do­chodzimy do interesującego momentu.

Guyton’s Tactbook of Medical Physiology (Podręcznik Fizjologii Medycznej Guytona) stwierdza, że wirus jest maleńkim kawałkiem materiału genetycznego (nazywanego genomem), którego wielkość to dosłownie około jedna miliardowa komórki.

Genom otoczony jest pokryciem, które jest zwykle po­dwójną błoną lipidowo-białkową i w rzeczywistości składa się z dwóch błon (niemal identycznych z błoną komórkową), które są, nawiasem mówiąc, prawdziwą strukturą jądra mitochondrium.

Zdjęcia „wirusów” wykonane pod mikroskopem elektro­nowym wykazują, że ich błony są chropowate i postrzępio­ne, czasem tylko część jednej warstwy a czasem jedna warstwa i część drugiej, co jest zgodne z samotrawiącym działaniem lizozomów, kiedy ich działanie rozkładające odpady komórkowe jest częściowe i niepełne. Tak więc ten opis „wirusa” jest w rzeczywistości identyczny z opisem pozostałych genomów mitochondrii komórek.

Według innego punktu widzenia, wirusy były kiedyś żyjącą materią i niektóre teksty fizjologiczne przyjmują hipotezę, że są to resztki zużytych komórek. Lizozomy rozkładające zużyte komórki często nie rozkładają do końca tych otoczonych podwójną lipidowo-białkową błoną „wiru­sów”.

Jest rzeczą zdumiewającą, że badacze nie rozpoznają, czym są w istocie te struktury – zużytym materiałem genety­cznym mitochondrii, zwłaszcza fragmentami RNA i DNA.

„Wirusy” nie są mikroorganizmami

Chociaż autorytety medyczne omyłkowo przypisują tym martwym resztkom komórek moc życia i wrogość, mikro­biologowie przyznają, że wirusy są martwymi kawałkami DNA okrytymi płaszczem błon lipidowo-białkowych, chociaż nie uświadamiają sobie ich źródła.

Genomy jako takie są mechani­zmami kontrolnymi, a nie mikroor­ganizmami, jak środowisko medy­czne chciałoby nas przekonać, po­nieważ tak zwane „wirusy” są po prostu martwymi fragmentami ge­netycznych resztek mitochondrii. Dlatego wirusy nie mogą spowodo­wać choroby, chyba że nagromadzą się jako brudy i zanie­czyszczą nasze komórki, tkanki i układ krążenia doprowa­dzając do śmierci komórkowej.

Tak więc wirusy są martwymi genomami z rozpad łych komórek, których błony komórkowe nie zostały kompletnie rozłożone przez komórkowe lizozomy.

Genomy nie mają żadnych cech życia i są po prostu kawałkami materiału kwasów nukleinowych zwykle prze­twarzanych poprzez fagocytozę lub wydalanych jako odpady.

Zdjęcia rzekomych wirusów „wstrzykujących się” do wnętrza komórki w rzeczywistości ukazują komórkę do­słownie pochłaniającą „wirus” lub białkowe resztki.

Powstaje wtedy wgłębienie i materia organiczna zostaje otoczona przez substancję komórkową, która zamyka się tworząc zaimprowizowany żołądek, i „wirus” znika. Żołą­dek wypełnia się silnymi enzymami lizozomowymi, które trawią materiał organiczny rozkładając go na aminokwasy i kwasy tłuszczowe w celu przetworzenia albo wydalenia.

Wirusy są po prostu obojętnym materiałem genetycznym całkowicie pozbawionym jakichkolwiek jakości życiowych, którego nigdy nie widziano w działaniu.

Proces ten jest normalną cechą fizjologii komórki zwa­nym fagocytozą (dosłownie zjadaniem komórki) – rutyno­wym procesem przyjęcia pokarmu przez komórkę i trawie­nia enzymatycznego bakterii, resztek martwych tkanek i in­nych wędrujących komórek.

Wirusy są po prostu obojętnym materiałem genetycznym całkowicie pozbawionym jakichkolwiek jakości życiowych, którego nigdy nie widziano w działaniu. Zdjęcia przed­stawiane jako obiektywne są zwykłym oszustwem – to, co pokazują, to zwykły fizjologiczny proces fagocytozy, który zachodzi codziennie w organizmie nieskończoną ilość razy.

Pamiętajmy, że według tekstów medycznych poświęco­nych wirusologii i mikrobiologii wirusy mają następujące cechy charakterystyczne niezgodne z cechami życiowymi:

  1. Wirusy nie mają metabolizmu – nie mogą prze­twarzać pożywienia i nie tworzą energii. Są jedynie szablo­nem lub wzorem informacji, ponieważ całe są genomami.
  2. Wirusy nie mają zdolności do jakiegokolwiek działa­nia – nie mają systemu nerwowego, aparatu zmysłowego, ani inteligencji, która mogłaby koordynować ruchy lub „inwazję organizmu” jakiegokolwiek rodzaju.
  3. Wirusy nie są zdolne do samodzielnego rozmnażania – prawdopodobnie polegają całkowicie na „wymuszonej reprodukcji”, to znaczy reprodukcji przez organizm gos­podarza, czyli na czymś zupełnie niespotykanym w całej biologii.

Wymuszona reprodukcja

W podstawach medycznych mówiących o przyczynach chorób wirusowych, twierdzi się, że mamy wierzyć w wymu­szoną reprodukcję, gdzie jeden organizm (komórka) jest zmuszona do reprodukowania obcego organizmu („wiru­sa”). Nigdzie w naturze jednak żaden żyjący osobnik nie reprodukuje niczego innego jak tylko osobniki własnego gatunku.

Nie zapominajmy, że stosunek wielkości wirusa do ko­mórki wynosi jak jeden do miliarda. Racjonalne uzasad­nienie wirusowej przyczyny chorób mówi nam, aby wierzyć, że wirus sam wstrzykuje się do wnętrza ko­mórki i rozkazuje jej reprodukować siebie setki tysięcy razy, po czym komórka rozpada się.

Kiedy wirus „reprodukuje się”, jego zbiorowa masa nadal wynosi dużo mniej niż 1/100 procenta masy komórki. To tak, jakby powiedzieć, że jeśli wstrzykniesz sobie pół uncji (14 g) jakiejś substancji, spowoduje ona takie ciśnienie wewnętrzne, że organizm wybuchnie!

Jedynie żywe organizmy są zdolne do działania i re­produkcji, co odbywa się pod bezpośrednią kontrolą jądra, genomu lub „mózgu”. Tak zwany „wirus” jest oderwaną częścią uprzednio funkcjonującej organicznie jednostki, której struktura genetyczna ma do tej jednostki taki sam stosunek jak głowa do ciała – przypisywanie wirusom jakie­goś działania można porównać do przypisywania działania odciętej głowie martwej osoby!

Wirusy są toksyczne jedynie jako skumulowane odpady

Nasza krew i tkanki mogą zostać nasycone generowany­mi z wewnątrz materiałami odpadowymi, jak również czyn­nikami zanieczyszczającymi przyswajanymi z zewnątrz. In­toksykacja następuje, gdy przeciążają one organizm ponad jego zdolność do ich usuwania.

Wirusy powodują chorobę tylko w takiej mierze, w jakiej są toksycznymi materiałami odpadowymi. W tym sensie „wirusy” istotnie powodują chorobę, ale nie jako czynniki zaraźliwe.

Pamiętajmy, że bakterie, zarazki i wirusy nie komunikują się ani nie działają wspólnie i nie są zdolne do prowadzenia łącznych operacji jak atakujące armie – brak im inteligencji i zasobów koniecznych do prowadzenia procesu chorobowego. Jedynie organizm może zapoczątkować taki kryzys uzdrawiający, ponieważ to organizm jest jedyną zjednoczo­ną inteligentną jednostką zdolną do prowadzenia procesów fizjologicznych nazywanych „chorobą”.

Unikaj infekcji żyjąc zdrowo

Boyd’s Medical Tactbook (Podręcznik Medycyny Boyda) stwierdza, że większość normalnych osób żywi wirusy nie zapadając na poszczególne choroby wirusowe, jakie powin­ny zostać przez nie spowodowane, i że to wyczerpujące wpływy przezwyciężają funkcje ochronne organizmu, „po­zwalając wirusom uzurpować sobie czynności biologiczne wewnątrz komórki”.

Mówiąc ściślej, według teorii medycznych, aby pasożyt lub wirus był patogeniczny, musi spełniać trzy kryteria:

  1. Musi być aktywny biochemiczne – musi mieć zdolno­ści metaboliczne, aby móc przeprowadzać działania.
  2. Musi zakażać lub zatruwać więcej komórek gospoda­rza niż organizm zwierzęcia lub człowieka jest zdolny zaoszczędzić lub zregenerować – na przykład zachorujesz na grypę tylko, jeśli wirus zabije lub zakazi znaczną część komórek twoich płuc; na polio, jeśli wirus zaatakuje do­stateczną liczbę komórek nerwowych; lub na zapalenie wątroby, jeśli opanuje dostateczną liczbę komórek wątroby. (Utajone infekcje to te, które dotyczą małej liczby naszych komórek, jak gruź­lica, którą ma większość z nas na­wet nie zdając sobie z tego sprawy).
  3. Gospodarz musi być genety­cznie i immunologicznie permisywny. Musi zaakceptować patogen i nie może być nań „odporny” – można powiedzieć, że musi „pozwolić aby to się stało”.

Ludzie są stale zakażeni bakteriami i wirusami, ponie­waż są one zawsze obecne w organizmie – zatem nie można powiedzieć, że „atakują” one gospodarza. Choroby nie są infekcjami – są raczej procesem oczyszczania organizmu i nie są powodowane przez bakterie lub „wirusy”.

Ani wirusy, ani bakterie nie mogą spowodować choro­by/przełomu uzdrawiającego. Prawdziwym winowajcą jest niepoprawny z punktu widzenia biologii styl życia osoby cierpiącej. Kiedy okaleczające nawyki zostają usunięte, na­stępuje zatrzymanie dalszego gromadzenia toksyn i prze­staje istnieć potrzeba choroby/przełomu uzdrawiającego. Naturalnym wynikiem będzie zdrowie.

Leki przynoszą wyniki odwrotne do zamierzonych

Medycy uważają, że aby dać organizmowi szansę wy­zdrowienia, muszą zastosować leki w celu zabicia bakterii i wirusów. Wierzą również, że leki wspomagają proces zdrowienia. Leki istotnie zabijają bakterie, są jednak równie śmiertelne dla wszystkich form życia metabolicznego, włącz­nie z komórkami ludzkimi.

Stosowanie leków i preparatów roślinnych sabotuje wy­siłki organizmu zmierzające do odtrucia się, nakładając na organizm dodatkowe zagrożenie poza ohydnymi sub­stancjami, jakie usuwa on przez proces choroby. Elimi­nowanie nowo przyjętych substancji bierze teraz górę nad tymi, które w pierwszym rzędzie spowodowały kryzys uzdrawiający.

Kiedy proces odtruwania zostaje zakończony, objawy choroby znikają i organizm znowu produkuje energię dla normalnych zadań.

Praktyka, jaką stosuje medycyna – zabijanie zarazków lekami, antybiotykami, czynnikami przeciwzapalnymi lub surowicami, aby zmniejszyć aktywność zarazków – jest przyczyną wzrastającej degeneracji populacji i chorób jatrogennych. Ostra choroba sama się ogranicza w zależności od czasu i wysiłku, jakiego potrzeba, aby wydalić z organizmu szkod­liwe substancje. Praca wykonana w celu usunięcia bakterii w czasie procesu choroby jest zarówno wyczerpująca, jak i nieprzyjemna dla gospodarza, ale jest niezbędnie koniecz­na dla zachowania życia i zdrowia.

Kiedy proces odtruwania zostaje zakończony, objawy choroby zanikają i organizm znowu produkuje energię dla normalnych zadań. Siła powraca do kończyn. Organizm, choć osłabiony wysiłkiem, do jakiego został zmuszony przez powstałą toksemię, odzyskuje siły i zdolność działania i zdrowieje bez leczenia. Kiedy kryzys uzdrawiający zostaje zakończony, zaczyna się zdrowienie.

Zarażenie się jest iluzją

Nauczono ludzi lęku przed bakteriami i wirusami i bez­granicznej wiary w ideę zarażenia się – w to, że specyficzne, złośliwe i agresywne jednostki powodujące chorobę przeno­szą się z jednego gospodarza na drugiego.

„Zarażenie się” (zakażenie) jest zdefiniowane medycynie jako przeniesienie choroby przez kontakt – choroba zakaźna jest przekazywana przez kontakt z osobą chorą lub przez przedmiot, którego ta osoba dotykała. Słownik cytuje ten mechanizm jako „wirusy lub inne zakaźne czynniki” lub „coś, co służy jako medium do przeniesienia choroby przez środki bezpośrednie lub pośrednie”.

Zakażenie/zarażenie się jest mi­tem medycznym, ponieważ toksycz­ne odpady nie mogą być przeniesione z jednego organizmu do drugiego przez normalny kontakt. Pojęcie choroby zaraźliwej jest zwodnicze, gdyż nikt nie może oddać swojej choroby komuś innemu, tak jak nie może oddać swojego zdrowia. Coś podobnego do zarażenia się może nastąpić, gdy osoba z bardzo wysoką toksemią styka się z kimś podobnie chorym, wyzwalając w ten sposób kryzys uzdrawiający.

Co tu się naprawdę dzieje?

Bakterie lub zarazki osoby z wysoką toksemią są pobu­dzane do działania przez te martwe elementy, na których bakterie się rozwijają. Kiedy zostają przeniesione na błony śluzowe lub tkanki innej osoby z równie wysokim poziomem toksemii, mogą zacząć natychmiast działać w ten sam sposób jak u pierwszego gospodarza, o ile istnieją od­powiednie produkty rozkładu jako źródło pożywienia dla kolonii bakteryjnych, aby mogły one rozmnażać się i opano­wać gospodarza. Jednak zanieczyszczone środowisko jest warunkiem wstępnym dla takiego działania bakterii.

Zdrowa jednostka z nie zanieczyszczonym, z względnie czystym krwioobiegiem nie musi się więc obawiać „chorób zakaźnych”.

Zwykle nie możemy przenieść naszego ładunku toksycznego na inną osobę, chyba że zostanie on pobrany od nas (jak w krwiodawstwie) i potem wstrzyknięty do organizmu innej osoby (jak przy transfuzji). Reprezentuje to raczej zakażenie spowodowane przez medycynę lub chorobę jatrogenną niż powstającą w sferze naturalnych procesów biologicznych. Jest to prawdziwe wyjaśnienie „zakażenia”. Zarazki wyzwalają, przyspieszają lub podsycają proces choroby u tych, u których istnieje stan toksemii. Ale u osób wolnych od toksemii zakażenie nie jest uzasadnione i nie następuje, jak długo organizm jest czysty, gdyż to podłoże w organizmie przygotowu­je system do zarażenia, kiedy zaniechamy utrzymywania płynów ustrojowych i tkanek w stanie czystości i skazimy je.

Obecne „zaraźliwe/zakaźne” czynniki i wpływy

W rzeczywistości nie istnieje coś takiego jak „zarażenie”, gdyż jedyne czynniki powodujące chorobę to niezdrowe z punktu widzenia biologii nawyki, takie jak nadużywanie alkoholu, kawy, palenie papierosów, narkotyki/leki, tłuste i słone pożywienie z fastfoodów, rafinowane produkty spożywcze, niedostatek wypoczynku i snu, brak ćwiczeń fizycznych i światła słonecznego itd.

Są to z punktu widzenia biologii nieprawidłowe nawyki, które są przyczyną chorób szerzących się w społeczeństwie. Nie jest nią żaden „krążący wokół zarazek”, tylko to, co czynimy własnemu organizmowi, a co gwałci jego potrzeby systemowe.

Ponowne spojrzenie na „podatność”

Pojęcie zakażenia jest ściśle związane z równie mylnym pojęciem podatności, gdyż zarażenie się jest podobno moż­liwe tylko wówczas, gdy dana jednostka jest „podatna”. Te racjonalne podstawy medyczne są w rzeczywistości przy­znaniem, że zarazki nie powodują choroby. Jeśliby powodo­wały, wówczas każdy wystawiony na kontakt z nimi zapadłby na tę samą chorobę.

W rzeczywistości „podatna” osoba jest osobą z wysoką toksemią organizmu, a równocześnie dostatecznie żywotna, aby prowadzić proces choroby-oczyszczania. Jednostka mo­że zachorować w każdej chwili, bez względu na to, czy zostanie wysta­wiona na „zakażenie”, czy też nie.

Kiedy zdrowa osoba rzeczywiś­cie zachowuje zdrowie wśród „cho­rób zakaźnych lub podczas epide­mii”, musi być oczywiste, że teoria zakażenia nie jest prawdziwa.

Część ciała najbardziej obciążo­na toksynami pierwsza wykazuje objawy choroby, ale efekt ogólny jest systemowy, ponieważ wszystkie organy i gruczoły or­ganizmu zostają w pewnym stopniu osłabione.

A co z naszymi prawdziwymi „epidemiami”?

Tymczasem najczęściej występujące wokół nas choroby nie są nawet zaraźliwe. Ponad 90 procent Amerykanów ma płytki w tętnicach i nie jest to uważane za zakaźne. (Ale AIDS, które jest deklarowane jako epidemia, dotyczy jedy­nie 1/10000 liczby ludności)! Czy otyłość, która dotyczy co trzeciej osoby, jest uważana za zakaźną? A co z zaparciem, które dotyczy około 90 procent naszej populacji?

A czy jest zaraźliwa krótkowzroczność, która dotyczy dwóch osób na trzy? A co z tak szeroko rozpowszech­nionymi chorobami, jak próchnica zębów, wysokie ciśnienie krwi, problemy z krzyżem itp.? Ponad połowa Amerykanów ma problemy z układem krążenia, ale czy to jest zaraźliwe? Budzącą największy strach chorobą jest rak. Czy jest on zaraźliwy? Reumatyzm dotyka więcej osób niż opryszczka. Czy jest zaraźliwy? A co z astmą i trądzikiem?

Weźmy jako przykład zaziębienie. Dlaczego niemowlęta przechodzą około ośmiu zaziębień w roku, podczas gdy ich rodzice tylko parę? Jak to się dzieje, że osoby odizolowane na stacjach obserwacyjnych na biegunach północnym i połu­dniowym „łapią” zaziębienie? Dlaczego eksperymenty pro­wadzone w latach 1956-1967 w laboratoriach zaziębień Narodowego Instytutu Zdrowia w Bethesda w stanie Maryland wykazały wszystkie możliwości, z wyjątkiem zakażenia?

Woluntariusze byli smarowani codziennie „wirusami” pobranymi bezpośrednio od osób z zaziębieniem i żaden z nich nie zapadał na nie. Więcej osób zachorowało na nie w grupie kontrolnej. W międzyczasie, tuż po tradycyjnych przyjęciach z okazji Dnia Dziękczynienia, liczba zaziębień w obu grupach drastycznie wzrosła – jak można się było tego spodziewać po przyjęciach świątecznych, kiedy kon­sumowane są nadmiernie ciężkie potrawy i napoje.

Marynarka wojenna USA prowadziła doświadczenia, które wykazały, że tak zwane „chore osoby” nie mogą zarazić osób określanych jako zdrowe.

Choroby weneryczne są również uważane za zakaźne, lecz tak zwane czynniki zakaźne (bakterie) są obecne z powodu choroby a nie są jej przyczyną (i u około 20 procent osób chorych na choroby weneryczne nie wykrywa się ani gonokoków ani spirochet, które powodują, jak się sądzi, te choroby).

Marynarka wojenna USA prowadziła doświadczenia, które wykazały, że tak zwane „chore osoby” nie mogą zarazić osób określanych jako zdrowe.

W Japonii „zarażone” prostytutki przestawały z dziesiąt­kami G.I. (określenie żołnierzy amerykańskich – przyp. red.), z których żaden nie zakaził się. Podobnie wiele osób ma „infekcje” w rejonie genitaliów, mimo iż nie miało żadnych kontaktów seksualnych(jak widać to na przykładzie małych dzieci).

Koncepcja zakażenia nie jest medycznie dowiedziona, chociaż wydaje się odwrotnie.

Podsumowanie

Tak zwane „choroby zakaźne”, takie jak AIDS, choroby weneryczne i stopa atlety nie są bardziej zaraźliwe niż jakakolwiek inna choroba, lecz wiara w ich zaraźliwość służy pewnym interesom handlowym.

Akceptacja teorii zakaźnej jest w zasadzie uzależniona od akcep­tacji teorii mówiącej, że zarazki wy­wołują choroby, że specyficzne bak­terie lub „wirusy” powodują specy­ficzne objawy chorobowe. Wielo­krotnie wykazywano na polu naukowym, że ta teoria nie jest prawdziwa. Zostało to nawet przyznane przez Pasteura.

Tym niemniej teoria zarazków i teoria zakażenia są nadal utrzymywane przez współczesny system medyczny, którego prestiż, zyski i władza oparte są głównie na wierze w tę mylną teorię.

Wiara w zakażenie jest trudna do przełamania, skoro niemal każdy umysł został nią „zainfekowany” przez prze­mysł „opieki zdrowotnej”, który jest żywotnie zainteresowa­ny w istnieniu chorób i cierpienia oraz w utrzymywaniu tego mylnego przekonania.

Ludzie wierzą z reguły w to, co narzuca środowisko medyczne. Teoria zakaźności oznacza zapotrzebowanie na leki, praktyki medyczne i szpitalne.

Jeśli żyjemy zdrowo, prawdopodobnie nigdy nie zacho­rujemy. Choroby są spowodowane jedynie niezdrowym stylem życia.

Nie należy jednak zapominać, że jedynie przemysł farmaceutyczno-medyczny uczy, że zdrowie odzyskuje się dzię­ki podawaniu trujących leków.

Przypuszczalnie jest to jedno z najbardziej istotnych nasion „zaraźliwej” choroby. Nasuwa się wniosek końcowy, że jeśli zarazki grają jakąś rolę w przyczynie choroby, nie jest to nigdy główna przyczyna, lecz wtórna w stosunku do przyczyn, które obniżają naszą odporność i uszkadzają zdrowie.

Dobre zdrowie jest zawsze maksymalnym zabezpiecze­niem przed wszystkimi chorobami.

Przełożyła Elżbieta Strózik


Arthur M. Baker
Self-Health Care System
1800 S. Robertson
Boulevard Suitę 239-55 Los Angeles
CA 90035 USA

Zamieszczone w czasopiśmie NEXUS wszesień/październik 2000