Moje zmagania z chorobą Leśniowskiego – Crohna

Mam na imię Jakub, mam 21 lat i jestem studentem drugiego roku. W powyższym tekście pragnę podzielić się moją historią zmagań z chorobą Crohna oraz tym jak dieta optymalna prawdopodobnie uratowała moje studia.

Urodziłem się w Poznaniu bez większych komplikacji, jako dziecko jadłem bardzo dużo, w przedszkolu byłem bardzo aktywnym fizycznie dzieckiem. Żywienie w tym okresie przebiegało standardowym rytmem jaki można dostrzec w większości rodzin oraz placówek wychowawczych. Częste zupy mleczne, chleb z obkładem, nigdy nie odmawialiśmy sobie słodyczy. W pewnym momencie często cierpiałem na infekcje oraz zaczęły się moje problemy z opryszczkami na górnej wardze. Pamiętam do dziś jak mama nie pozwalała mi się zatrzymywać na placu zabaw w drodze do domu, bo bardzo często dzień lub dwa po powrocie byłem chory. Problemy z odpornością nie były wtedy z niczym wiązane. W szkole podstawowej na zajęcia WF’u uczęszczałem. Było już wtedy jasne że będę jedną z mniej postawnych osób w grupie, wiecznie zmagając się z niedowagą i BMI na poziomie 17, mimo to początkowo zajmowałem dobre pozycje w biegach. Prawdopodobnie bardziej siłą woli niż własnych nóg. Często badaliśmy żelazo z którego niskie stężenie zauważył lekarz rodzinny. Początek choroby przypada na okres gimnazjum. Na pewno wiązał się z bardzo dużym stresem tamtego okresu, presją grupy, wymaganiami wobec mojej osoby, a wszystko to pogłębiane objawami choroby. Oczywiście moim ulubionym śniadaniem była zupa mleczna albo chleb z nutellą. Bardzo chciałem w końcu przytyć, potajemnie interesowałem się boksem a waga stojąca w miejscu i problemy z budowaniem mięśni nie dawały mi spokoju. Skorzystałem z usług dietetyka i skomponowano mi dietę wysokoenergetyczną, około 3000 kcal, wysokowęglowodanowa. Rezultat przyniosła w pierwszych tygodniach, potem zastój i problemy żołądkowe, biegunki. Z diety zrezygnowałem. Następnie zaczęły się już prawdziwe problemy. Szczelina odbytu, półtorej roku leczenia u proktologa, wieczne nawroty a w międzyczasie kolejne objawy. W Sylwestra nie mogłem podnieść się z łóżka, gdy szczelina wywołała gorączkę i czułem jak w całym organizmie toczy się stan zapalny. O bólu stale towarzyszącemu wypróżnianiu chyba nie muszę mówić, biorąc pod uwagę że szczelina nachodziła na zwieracz. Towarzyszyły mi również bóle stawowe, strzelająca żuchwa i utykająca noga (żeby było śmieszniej, z dnia na dzień z lewej przechodziło na prawą i z powrotem, o trudności logicznego wytłumaczenia takiego stanu rzeczy nie muszę chyba mówić). Doszły oczywiście problemy z trądzikiem wieku młodzieńczego i mamy wymarzony obraz szkolnych lat.

Jeżeli chcesz się skontaktować z autorem, to zadzwoń 664372004 

W pewnym momencie lekarz rozkłada ręce i odsyła do gastroenterologa. Oczywiście wcześniej pada sugestia że może przyczyna nawrotów szczeliny jest inna… domysły zostawię dla Państwa. Na szczęście znaliśmy jedną Panią Profesor. W dzieciństwie starszy brat miał lamblię. O tym jak problematyczne bywają diagnozy przekonaliśmy się już wtedy. Fachowa pomoc Profesor Iwony Ignyś z Poznania pozwoliła bratu względnie szybko dojść do siebie, dlatego po latach postanowiliśmy odnowić znajomość. Bez niespodzianek, pierwsza wizyta i od razu diagnoza – Crohn. Wystarczyło jedno spojrzenie. A ja jeździłem prawie dwa lata do proktologa… Następnie skierowanie na badania ogólne. Gastroskopia oraz kolonoskopia w pakiecie. O dziwo nie było tak strasznie, przypomnę że miałem wtedy jakieś 15 lat. Chociaż przez nietypową praktykę dolewania soku wiśniowego do środka na przeczyszczenie do dzisiaj nie potrafię wypić niż wiśniowego. Był to szpital Kliniczny na ul. Szpitalnej w Poznaniu. Bez niespodzianek też się nie obyło. Końcówka roku, szpital wyczerpał fundusze i wszystkich badań nie udało się wykonać. Rezonans magnetyczny zrobiliśmy we własnym zakresie. Ważny był wtedy pełny obraz zmian chorobowych, liczył się czas. Diagnoza: liczne owrzodzenia dwunastnicy, podrażniona śluzówka żołądka, pogrubione ściany jelita cienkiego i liczne nadżerki w jelicie grubym. Utrzymująca się szczelina i zmiany okołoodbytnicze tzw. kłykciny. Leczenie standardowe w takich przypadkach, pentasa (mesalazyna czopki oraz doustnie), masa suplementów, żelazo, wapń i minerały na kości, kwas foliowy, laktoferyna, potas i tak dalej. Potem doszły sterydy, encorton a później metypred. Najgorsze były towarzyszące im zmiany skórne i potliwość. Dieta lekkostrawna. W tamtym okresie wszystko gotowaliśmy w szybkowarze. Gotowane mięsa, duża ilość warzyw. W końcu zaczęliśmy przykładać wagę do jakości produktów. Poprawa była dość szybko i zacząłem w końcu normalnie funkcjonować. Niestety wyniki laboratoryjne jeszcze przez kilka lat nie osiągnęły oczekiwanych norm.

W pewnym momencie postanowiliśmy spróbować diety opartej wyłącznie o preparat MODULEN. Trwała ona dwa miesiące, dała dużą poprawę ale na krótki okres. W liceum gdy stałem się pełnoletni musiałem zmienić lekarza i szpital. Towarzyszyły mi bardzo częste migrenowe bóle głowy, najdłuższe bywały trzydniowe. Wspominam wyłącznie brak chęci do pracy, rozleniwienie. Pomagało leczenie szpitalne kiedy wracałem do domu nafaszerowany kroplówkami. Dość dobrze wspominam podanie preparatu żelaza dożylnie, które zapewniło mi odpowiednie stężenie przez solidne kilka miesięcy. Po pewnym czasie wszystko jednak wracało. Wprowadzaliśmy nowe typy leków i systematycznie zmierzaliśmy w kierunku leczenia biologicznego. Nadszedł też okres szukania trzeciej drogi. Wraz z najbliższą rodziną zaczęliśmy interesować się dietami. Z polecenia znajomych udaliśmy się do dr Ewy Dąbrowskiej do Gołubia. Za sobą miałem już wiele wariantów diet węglowodanowych ale o tak restrykcyjnej na poważnie myślałem pierwszy raz. Była to dieta warzywno-owocowa o bardzo niskiej kaloryczności z zaleceniem stosowania nie dłużej niż dwa tygodnie. Jedno trzeba jej oddać na pewno, moja zniszczona sterydami skóra wróciła szybko do siebie, dlatego nie żałuję tamtego pobytu. Zacząłem się jednak zastanawiać czy dieta której nie można z powodzeniem stosować całe życie rzeczywiście jest coś warta. W końcu i tak czekał mnie powrót do dawnego sposobu żywienia a to oznaczało nawrót. Przede wszystkim dawała mi się we znaki niska kaloryczność i brak energii. W międzyczasie znajoma matki podrzuciła jej książkę o diecie optymalnej dr. Kwaśniewskiego. Byłem sceptyczny, o rodzinie nie wspomnę. Ojciec zawsze szukał dla mnie najlepszego rozwiązania a perspektywa diety opartej na tłuszczach całkowicie wywróciła mu wszystko co do tej pory wiedział o żywieniu. Odpowiedź odmowna. Samemu zacząłem eksperymentować i dodawałem stopniowo tłuszcz do diety. W zdecydowanej większości oleje roślinne, zdarzało mi się picie tłustej śmietany ale czułem się ociężały, żołądek długo zmagał się trawieniem i nie potrafił wykorzystać jeszcze nasyconych tłuszczów. Odczuwałem poprawę, uświadomiłem sobie po raz pierwszy jak istotny jest odpowiedni bilans tłuszczów w diecie. Niezależnie od tego czy jesteśmy na diecie optymalnej czy klasycznej węglowodanowej. Wysokiej jakości tłuszcze są z pewnością niezbędne dla każdego. Moje dotychczasowe diety w większości były z nich prawie całkowicie wypłukane, wyłącznie węglowodany i odpowiednia ilość białka dobrana do masy ciała. Przed maturą wystąpił pewien epizod kiedy to nawrót choroby zmusił mnie do pobytu w szpitalu, a źle dobrane leki spowodowały że regularnie zwracałem pokarm. Jak pisze się egzaminy od kilku dni pijąc wyłącznie wodę zostawię dla siebie. Wieczorem przed jednym z ostatnich, z głodu nabrałem dziwnego apetytu na chleb maczany w occie balsamicznym. Zjadłem wtedy prawie cały bochen i pół buteleczki octu. Wygląda na to że leki namieszały mi coś z kwasami żołądkowymi. O dziwo pierwszy raz w tamtym tygodniu nie zwymiotowałem.

Jeżeli chcesz się skontaktować z autorem, to zadzwoń 664372004 

Przełomowym momentem okazały się studia. Dostałem się na uczelnię w Poznaniu. Czekało mnie życie na własny rachunek i większa odpowiedzialność za podjęte wybory. Mieszkałem w pojedynkę, gotowałem na własny użytek (nigdy nie żywiłem się na mieście z braku zaufania). W końcu zgłosiłem się do Optymalnych. Wiele godzin wcześniej poświęciłem na edukację, czytałem o pełnej ketozie oraz pytałem lekarzy na temat badań jak taka dieta wpływa na przebieg choroby Crohna bądź jakiejkolwiek postaci nieswoistych zapaleń jelit. Niestety informacji medycyna kliniczna nie udziela żadnych. Pozostają dawne książki dr. Kwaśniewskiego, Atkinsa czy podręczniki diet niskowęglowodanowych i paleo. Brałem pod uwagę wyłącznie sposoby żywienia gdzie resztę zapotrzebowania energetycznego pokrywa się tłuszczami a nie dodatkową ilością węglowodanów lub ( broń Bóg) białka. Ze względu na mieszkanie z rodziną nie miałem możliwości wdrożenia tak specyficznej diety w życie. Muszę tutaj nadmienić że przed moją pierwszą wizytą u poznańskich Optymalnych zakwalifikowałem się na leczenie biologiczne (ostatni stopień leczenia farmakologicznego choroby Crohna). Pierwsze podanie leku miało miejsce 24.10.2017. Pierwsza wizyta w Poznańskim Centrum Żywienia Optymalnego to 26.10. Przyjął mnie wtedy dr Oleh Kobak. Pani Zuzanna Rzepecka towarzyszyła mi w trakcie rozmowy z doktorem, aby potem wspólnie opracować schemat żywienia dopasowany do moich potrzeb. Początki zawsze bywają trudne. Rozpocząłem okres przebudowy. Miesiąc zajęło mi przystosowanie organizmu do założeń diety. Odczuwałem brak energii, miałem rozwolnienia, częste bóle głowy i okropnie doskwierało mi uczucie głodu. Organizm kompletnie nie potrafił wykorzystywać skondensowanego paliwa jakie mu dostarczałem. W trakcie nocy budziłem się głodny i ratowałem się warzywami z tłuszczem oraz żółtkami jaj. Późniejszy okres wspominam już bardzo dobrze. Na diecie optymalnej jestem do teraz, niedługo minie drugi rok. Cały czas się uczę, poznaję swój organizm i często eksperymentuję z dietą optymalną, z różnymi tłuszczami i ich proporcjami. Zdarza mi się również okresowo wchodzić w pełną ketozę. Korzyści jakie zapewnia dieta zdecydowanie rewanżują wszystkie niedogodności związane z zaangażowaniem w jej prowadzenie. Niemniej potrzebna jest duża samodyscyplina.

Dla tych, którzy postanowią całość poprawy stanu zdrowia przypisać leczeniu biologicznemu mam jednak smutną wiadomość. Nie zamierzam nigdy negować wpływu leczenia na przebieg choroby, bo na pewno jest on bardzo korzystny i w ciężkich przypadkach jest jedyną metodą ratunku dla pacjentów z ciężką postacią choroby. Okres podania leku przebiega jednak na przełomie maksymalnie dwóch lat, pozostaje pytanie co potem. Zdarza się że pacjenci z czasem odrzucają lek, nie bez powodu też przed jego podaniem wstrzykuje się pacjentom hydrokortyzol. Sam byłem świadkiem gdy w trakcie podania pacjent odrzucił preparat. Leczenie objawów można zastosować zawsze, ale zdecydowanie lepiej im zapobiegać i nie doprowadzić do nawrotu choroby. W związku z powyższym połączenie diety i leczenia uznaję w moim przypadku za najbardziej optymalne (o ironio). Udokumentowałem również okres w którym odszedłem od diety i wróciłem do dawnych nawyków a wciąż poddawany byłem ( i jestem, do końca roku 2019) leczeniu preparatem biologicznym. Poskutkowało to wzrostem odczynników stanu zapalnego w badaniu krwi, o pogorszeniu samopoczucia nie wspomnę, a przecież cały czas byłem pod wpływem leczenia. Na zakończenie wszystkim tym którzy to czytają, bez względu na to na jakiej diecie są życzę miłego dnia i powodzenia nierównej walce zwanej życiem!

Jeżeli chcesz się skontaktować z autorem, to zadzwoń 664372004 

Scroll to Top