Filtry z odwróconą osmozą

Gdy dotarłem do końca artykułu wówczas wszystko zrozumiałem. Te wszystkie opisane wcześniej zarzuty wyymyśliła pewna konkurencja zgodnie z dewizą „każda sroka swój ogon chwali”. Szkoda tylko, że te zarzuty tak bardzo mijają się z prawdą, a ten kto je pisał – jak widać – ma niewielkie pojęcie o współczesnych metodach oczyszczania wody.

Poszedłem dalej i przyjrzałem się bliżej filtrowi oferowanemu i zachwalanemu przez konkurencję. Otóż blok z węgla prasowanego oraz lampa ultrafioletowa. Do tego podejrzany sygnalizator zużycia węgla, który nie wiadomo jak działa, oraz sygnalizator, który melduje wypalenie się lampy UV.
Węgiel aktywny posiada wyjątkowo dużą powierzchnię molekularną, bo w trakcie prażenia pod wysokim ciśnieniem powstaje materiał o wyjątkowo dużej porowatości. Jednak ani ta porowatość, ani duża powierzchnia molekularna nie stanowią o jego właściwościach, lecz fakt, że węgiel aktywny wyjątkowo łatwo przyciąga do siebie chlor. I tylko to spowodowało, że jest on tak popularny w filtracji wody wodociągowej, bo taka woda jest zawsze mniej lub bardziej chlorowana (dezynfekcja wody celem usunięcia bakterii. Chlor w wodzie nie jest lubiany, bo nadaje jej niedobrego smaku). Ale nieprawdą jest, że węgiel usuwa również inne szkodliwe związki (niby te organiczne), a przepuszcza zdrowe minerały. Aż tak mądry węgiel aktywny nie jest.

Węgiel aktywny produkowany jest w dwóch postaciach:

  1. granulowany
  2. prasowany (w formie bloku).

Ten granulowany ma jedynie tę wadę, że słabo zatrzymuje zanieczyszczenia mechaniczne (inaczej zawiesiny lub sedymenty, a fachowo – mętność wody) i wtedy warto dać mu „do pomocy” filtr mechaniczny. Tej wady nie ma z kolei węgiel prasowany, który z racji swojego ciasnego upakowania pełni jednocześnie funkcję filtra mechanicznego. Ale z tego powodu węgiel prasowany ma inną wadę – szybciej się zatyka.

Opowiadać można wszystko, szczególnie ludziom naiwnym, a tych niestety nigdy nie brakuje. Czytam mianowicie, że węgiel aktywny naszego konkurenta potrafi oczyścić 5000 litrów wody ( ?!). Informuję, że od kilku lat ustawy regulujące własności, jakie powinna spełniać woda kranowa w Polsce zostały zmuszone do podniesienia poprzeczki odnośnie stężenia związków chemicznych (inaczej – sucha pozostałość). Od kilku lat jej ilość jest dowolna, a z praktyki wiemy, że obecnie mamy w wodzie minimum 2 g chemii na 1 litr. A to oznacza, że jeśli nasz cudowny węgiel zatrzyma choć połowę tej chemii, to po przejściu przez niego 5000 litrów wody zatrzyma on 5 kg (!!! ) związków chemicznych, czyli 10 razy więcej niż waży sam filtr !!!!

Za węglem jest lampa ultrafioletowa służąca do zabijania bakterii. Pytanie po co, po co zabijanie bakterii, które wcześniej unieszkodliwił zakład wodociągowy? Tu przypomnijmy, że zakłady wodociągowe zaczęto budować pod koniec XIX wieku, gdy po raz pierwszy udowodniono związek częstych epidemii chorób zakaźnych w dużych skupiskach miejskich ze skażoną wodą (Londyn, 1858 r.). I zawsze naczelnym zadaniem tych zakładów była i jest nadal dezynfekcja wody. Owszem, czasami bakterie mogą przedostać się do naszych kranów (dlatego przed każdym spożyciem ciągle jeszcze zaleca się wodę z kranu przegotować).

Problem bakterii w wodzie pojawia się również zawsze tam, gdzie czyścimy ją filtrem – mechanicznym lub węglowym, a już szczególnie tam, gdzie mamy do czynienia z węglem prasowanym. Po prostu wszelki brud, jaki na takim filtrze łatwo się zatrzymuje jest doskonałą pożywką dla bakterii. I dlatego potrzeba lampy ultrafioletowej, która te bakterie zlikwiduje.

Kwestia sygnalizatorów. Otóż potrafię zrozumieć działanie tego, który sygnalizuje przepalenie się lampy UV – lampa gaśnie, czujnik zapala się. Ok. Ale jak działa czujnik zużycia węgla aktywnego? Przecież istnieją tylko dwie możliwości zużycia tego węgla:

  1. Węgiel aktywny traci swoją aktywność po 6 miesiącach kontaktu z wodą i po takim okresie należy wymienić go na nowy (po utracie aktywności węgiel sam w sobie staje się pożywką dla bakterii i po prostu gnije). Gdyby czujnik miał meldować upływ wspomnianego okresu 6 miesięcy, to musiałby mieć zegar w sobie.
  2. Węgiel zatyka się przed upływem 6 miesięcy, czyli jeszcze w trakcie jego zdolności sorpcyjnej. Wiem, że do takiej sytuacji również można wynaleźć jakiś czujnik, nie takie rzeczy wynajdują nasi wynalazcy. A poza tym po co w ogóle ten czujnik, skoro zatkanie filtra i tak widać natychmiast – woda nie leci, a przed zatkaniem już było widać, że leci coraz wolniej.

Czyżby znowu jakieś czary mary – czarowanie klienta lampkami, które nie mają żadnego znaczenia?

Teraz sprawa ostatnia – cena naszego wspaniałego filtra węglowego, zawierającego 14 patentów (!!!). Filtra, który jest wylęgarnią bakterii, ale za to z lampą UV, która ma je zabijać. To cudo kosztuje tylko 4500 zł. Więc każdemu, kogo to cudo kusi, podpowiadam, jak łatwo może oszczędzić ponad 4000 zł. Po prostu pójść do Castoramy i tam kupić:

  • obudowę do filtra węglowego -> ok. 60 zł
  • wkład z węglem prasowanym -> ok. 30 zł
  • lampę UV -> ok. 120 zł
  • przewody i złączki -> ok. 60 zł

razem ok. 270 zł.

I zapewniam, że efekt końcowy będzie dokładnie taki sam, jak w tym urządzeniu za 4500 zł.

Rozumiem, że każdy handlowiec chce, a nawet musi, zarobić, bo każda firma pracuje dla zysków. Lecz niestety różne firmy rożnie do tych zysków dochodzą;

  • uczciwie
  • naciągając klientów
  • oszukując klientów
  • zdzierając z klientów,

a na świecie nigdy nie brakuje klientów, którzy:

  1. we wszystko wierzą – to są ci naiwni, którym można każdy kit wcisnąć
  2. nie wierzą w nic – to najczęściej ci sami, którzy kiedyś należeli do grupy a), lecz już tyle razy zostali nabici w butelkę, że przeszli do grupy b).

Obie pokazane grupy ludzi charakteryzuje jedna cecha – są za leniwi, żeby myśleć. Ale naprawdę nie trzeba dużo myśleć i nie trzeba dużo wiedzy, żeby zrozumieć, że dzisiaj nie ma lepszej metody oczyszczania wody pitnej jak odwrócona osmoza. Świadczą o tym niezliczone publikacje, coraz większa liczba firm i sklepów (również internetowych) oraz tysiące sprzedawców, którzy zajmują się sprzedażą tych urządzeń.

Ocenia się, że obecnie około 10% polskich rodzin posiada aparat osmotyczny w domu. To tylko kwestia czasu, gdy znajdzie się on w każdym domu naszego kraju.

Z pozdrowieniami
Przewodniczący Stowarzyszenia „Czysta Woda”
Bogdan Montana

Przewijanie do góry